Kiedy kilka tygodni temu planowaliśmy mały wypad w nasze kochane Tatry, nikt nie przypuszczał, co wydarzy się dzień po naszym powrocie. Ale do tego jeszcze dojdziemy.
Kilkanaście dni przed wyjazdem, razem z Mariuszem, intensywnie myśleliśmy dokąd tym razem się udać na mały wspin. W głowie miałem kilka dróg ale ostatecznie, za namową Mariusza, padło na popularną “setkę”. Nie do końca był to szczęśliwy wybór. Droga owszem, długa, ale trudności żadne i radości wspinania na niej nie doświadczyłem zbyt wiele.
Dotarliśmy pod schronisko około godziny 23 w poniedziałek z zamiarem przekimania się w Murowańcu. Niestety nie dodzwoniliśmy się podczas naszej podróży samochodem ani do Betlejemki ani do schroniska, dlatego poszliśmy w ciemno. Tak jak przypuszczałem, nie udało się nam niestety przenocować pod dachem i została opcja “stołowa” 😉 Ogarnęliśmy się szybciutko i tak przespaliśmy się do 5 rano. Rankiem czekały nas takie oto widoczki:








Po porannym rytuale, śniadaniu i przepakowaniu szpeju, wyszliśmy wreszcie w góry. Pogoda póki co dopisuje ale na popołudnie zapowiadane są opady deszczu. Ruszamy pod ścianę i po około półtorej godzinie marszu podchodzimy pod drogę.












Po dotarciu pod nią, czekamy aż zespół przed nami ruszy do góry. Szpeimy się i ruszamy do górę.















Docieramy pod Fajkę i tam dopadają nas pierwsze oznaki zmiany pogody. Zbierają się coraz to większe chmury, robi się chłodniej. Postanawiamy dokończyć “setkę” ale odpuścić grań Kościelców. Może następnym razem dane nam będzie skończyć to, co zaczęliśmy dzisiaj.



Zjeżdżamy ze szczytu już w deszczu, ale humory nas nie opuszczają. Trzeba zejść do schroniska, zjeść obiad i rozejrzeć się za noclegiem, co w Murowańcu nie jest niestety takie proste.






Schodzimy na Mylną Przełęcz, skąd udajemy się na przełęcz Karb a dalej do schroniska. Zdajemy sobie po drodze sprawę, patrząc na prognozy pogody, że jutrzejszy wspin raczej będzie trzeba odpuścić. Zapowiada się deszczowo i burzowo, co oznacza dla nas nic innego jak zejście do Zakopanego i powrót do domu. Schodząc nie wiemy jeszcze, że w czwartek będzie miała miejsce w tatrach wielka tragedia o której mówić będą w największych mediach w Polsce. Pogoda nie rozpieszcza, ciężkie chmury wiszą nad nami i zdaje się że tak będzie już do naszego wyjazdu.








Udało nam się zaklepać nocleg w schronisku i rano decydujemy się zejść na dół. Prognozy pogody, pomimo całkiem ładnego nieba, nie nastrajają optymistycznie. Pakujemy się więc i zaczynamy schodzić w dół na parking w Kuźnicach. Schodzimy i w między czasie oglądamy na kamerach online to, co dzieje się w różnych częściach Tatr z pogodą. Z minuty na minutę coraz gęstsze chmury zasłaniały niebo i robiło się coraz ciemniej. Po zejściu do Kuźnic było już zupełnie szaro i ciemna mgła spowiła wszystko wkoło..











Giewont. Świadek czwartkowej tragedii.
