Dzisiaj krótko o tym, jak spalić nadmiar kalorii które, jakimś cudem, zakradły się do naszego menu.
Zacząć trzeba przede wszystkim od chęci. Od chęci i od znalezienia jednego bądź kilku znajomych, którzy będą mieli ochotę zerwać się o 3 rano i przespacerować się gdzieś na świeżym powietrzu i spalić te wszystkie kalorie “nabyte” podczas świąt i świątecznego obżarstwa 🙂
Pomysł podrzucił Grzesiek i po chwili zastanowienia zdecydowaliśmy się na Babią Górę. Naszymi współtowarzyszami wycieczki byli jeszcze Michał i Marcin a dla mniej wtajemniczonych kilka pożytecznych informacji poniżej:
Babia góra – jest to masyw w Beskidzie Zachodnim. Najwyższe wzniesienie to Diablak (Teufelspitze) nazywany często tak samo jak cały masyw, czyli po prostu Babia Góra.
Za Wikipedią:
Wysokość i wybitność masywu Babiej Góry sprawiła, że w XIX w. nadano jej nazwę Królowej Beskidów, z powodu bardzo zmiennej pogody nazywana też była Matką Niepogód lub Kapryśnicą, a ostatnio mieszkańcy Orawy nazywają ją także Orawską Świętą Górą
Jeśli chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej na temat Diablaka i Masywu Babiej Góry, odsyłam Was do strony Wikipedii lub na stronę Babogórskiego Parku Narodowego. Tam znajdziecie wyczerpujące informacje na ten temat, a tymczasem zapraszam Was do małej reminiscencji z tego krótkiego, ale jakże intensywnego, wypadu.
Na początek jeszcze mały plan sytuacyjny naszego spaceru dzięki portalowi mapa-turystyczna.pl:





















































I tym sposobem, doszliśmy do końca naszej małej podróży. Cały wyjazd zajął nam dokładnie 12 godzin. Nasza trasa: Radomsko – parking na Przełęczy Krowiarki – potem spacer na Szczyt Diablaka – schronisko na Markowych Szczawinach – Parking – Radomsko.
Obyło się na szczęście bez żadnych przygód po drodze, wszyscy wrócili zadowoleni i wypoczęci 😉 Mam nadzieję, że zachęciłem Was do małego wypadu w te okolice 🙂
Pozdrawiam serdecznie!